Obwiniaj wszystkich dookoła.

Na pewno odniesiesz sukces w ten sposób.

Jest takie chińskie powiedzenie (zrobiłem tylko płytki risercz - internet mówi, że to chińskie powiedzenie to musi być chińskie powiedzenie - ale źródło w tym wypadku nie ma znaczenia):

"He who blames others has a long way to go on his journey. He who blames himself is halfway there. He who blames no one has arrived."

Co w wolnym tłumaczeniu:

"Ten, który obwinia innych ma przed sobą długą drogę. Ten, który obwinia siebie - jest już w połowie (drogi). Ten, który nie obwinia nikogo - dotarł."

W pierwszym stadium możesz obwiniać dosłownie wszystkich w zależności od sytuacji, w której jesteś.

  • Wspólników, bo są tacy i tacy.
  • Pracowników, bo nie pracują tak ciężko jak Ty (jakby to było w ich interesie xD).
  • Rodzinę, bo Cię nie wspiera i przeszkadza.
  • Dzieci, bo biegają i robią hałas (czy nie o to chodzi w byciu dzieckiem?).
  • Polityków. Podatki. Pogodę. System. Cywilizację.

Cokolwiek, co będzie doskonałą wymówką naszej własnej nieudolności.

W drugim stadium zaczynasz rozumieć, że to nie zewnętrze jest problemem a Ty sam. Więc całą winę przekierowujesz do środka. I prawdopodobnie nie będziesz w stanie jej obsłużyć. Wina przeradza się w bezsens - bo szybko dochodzisz do wniosku, że jesteś beznadziejny. Beznadzieja w smutek, smutek w złość...

...zajęło mi mniej więcej dwa lata, by poskładać te puzzle na nowo, bo się rozsypały po drodze. To nadal trwa. I będzie trwało. Ale to sytuacja nie jest tak beznadziejna jak wygląda na pierwszy rzut oka.

To dzięki złości jestem w tej chwili tu gdzie jestem. Emocje są potężnymi wyzwalaczami i tę energię można pokierować tam, gdzie się chce. Można siedzieć i prowadzić dialog wewnętrzny pełen emocji przez lata, można przerwać cykl i po prostu zacząć coś robić.

Trzecie stadium.

Tutaj się ślizgam. Próbuję zrozumieć. Dopiero zaczynam.

To ten moment, w którym uświadamiasz sobie, że jest uczucie potężniejsze niż każde inne: miłość.

Uczysz się kochać na nowo. Siebie. Ludzi dookoła. Świat. Mechanizmy.

Zaczynasz dostrzegać strzępy ludzkiego heroizmu. Każdy walczy, każdy na swój sposób. Czasem pięknie i honorowo. Czasem brzydko i podstępnie. Ale to już nie ma większego znaczenia. Obserwujesz i jak coś Ci się nie podoba, po prostu odchodzisz. Nie oceniasz, nie osądzasz, nie obwiniasz.

A jak Ci się coś podoba, to robisz tego więcej.

Proste?