Why so serious?

Od dawna lubiłem tę frazę. Wypowiadana przez komiksowego złoczyńcę powoduje, że nie traktujemy jej serio :), ale ma drugie dno.

Każda istota na ziemi walczy o przetrwanie. Przetrwanie gatunku, czy społeczności jest biologicznym celem istnienia. I z tej perspektywy Ty jako jednostka nie liczysz się za bardzo.

No ale jesteśmy istotami trochę szczególnymi, bo ogarniamy, że tu jesteśmy, ogarniamy, że umrzemy, ogarniamy, że to tylko na chwilę. Ja wiem, że nikt już nie lubi rozmawiać o EGO, ale to EGO w tej funkcji przetrwania powoduje, że pragniemy znaczyć więcej, niż znaczymy. To jest nadać temu istnieniu jakiś sens, który będzie czymś więcej niż po prostu życiem.

Z perspektywy kosmicznej, znacznie szerszej jesteśmy pomijalni. Jak błąd statystyczny. Wszyscy razem i każdy z nas z osobna. Oczywiście w mniejszej skali jesteśmy ważni, dla ludzi, których kochamy i którzy kochają nas.

I można się złościć na tę pomijalność, ale można też podumać nad inną perspektywą. Że to może być największy dar ludzkości. Bo jeśli przyjąć tę perspektywę to świat przestaje być taki poważny. Można się znowu bawić.

Przemyśleń tych nie można wykonać, pomijając jeden z największych naszych strachów: strachu przed śmiercią. I ten też trzeba oswoić.

Nie wiem, czy tak macie, ale bywa, że się chlapnie coś takiego: "wolałbym umrzeć" w wyniku jakiegoś tam zdarzenia: utraty pracy, czy miłości życia. Jest nam wtedy bardzo źle. A wystarczy zatkać nos na dwie minuty, by się przekonać, że wola życia się nie tylko tli, ale płonie silnym ogniem.

Wracając do początku, nie traktuj wszystkiego tak serio. Kontrakty to tylko kontrakty, będą następne. Porażki to tylko porażki, będą następne. Zwycięstwa to tylko zwycięstwa, będą następne.

Miłego.