Czy programiści za granicą są lepsi?
Jeśli chodzi o zachodnią Europę i Stany, to pracowałem chyba z każdą możliwą nacją. Z tymi, którymi nie pracowałem, to koledzy pracowali, coś tam opowiadali. Nie mam bardzo pojęcia, jak się pracuje np. z Chińczykami, to dla mnie nadal egzotyka.
Zatem mamy Amerykanów, Szwajcarów, Anglików, Irlandczyków, Francuzów, Hiszpanów, Włochów, Niemców. Oczywiście Polaków, ze wschodu Ukraińców, Białorusinów, z Rosjanami rzadko.
Nie ma jakiegoś wspólnego, ogólnego czynnika, który by wskazywał na to, że ta nacja to jest lepsza, bo mają MIT. Dystrybucja wychodzi zupełnie jak w Twoim obecnym zespole. Ktoś przewodzi grupie, jest ogarnięty, potem są mniej ogarnięci, potem rozsądni klepacze, a potem po prostu klepacze kodu.
A piszę o tym, bo jak zaczynałem moją przygodę z zagranicznymi firmami to wchodził ten motyw oszusta - czy ja tam Polak, z młodego kapitalizmu się w ogóle nadaję, by konkurować globalnie. I okazuje się, że tak, że można i nie jest to zabronione - jak w dowcipie - nikt tego nie sprawdza :)
Oczywiście technicznie musisz się bronić albo inaczej musisz coś sobą reprezentować, ale nie są to poziomy jakieś niewyobrażalnie wysokie. Nie różnią się absolutnie niczym od tego, co znajdziesz na rynku rodzimym. Być może definicja Juniora jest trochę inna, ale i to się zmienia i globalizuje, bo rynek nie znosi próżni.
A jak mi nie wierzysz to poszperaj po LinkedIn, zobacz ilu kolegów pracuje we FAANGu. Oni mogli, to Ty też możesz! I jak rozumiem dla wielu, nie jest to szczyt marzeń, dla wielu nadal będzie, a ich słynne rekrutacje, do których również, można mieć uwagi, są prawie na pewno standaryzowane globalnie.
Także ten: klepię po pleckach i zachęcam do działania. Ty też możesz.