Planowanie budżetu jest do kitu.

Nuda. Można przyjąć inną strategię.

Planowanie nie sprawdza mi się.

A czemu?

Rozumiem to tak, że planowanie budżetu utrzymuje status-quo, tj. nie zmusza Cię do szukania nowych dróg, a do uporządkowania istniejących.

Co samo w sobie może mieć dużą wartość, o ile Twoje obecne drogi są bardzo nieuporządkowane.

Cała prawda o budowaniu majątku zawiera się w jednym prostym równaniu:

DOCHÓD = PRZYCHÓD - WYDATKI

Planowanie budżetu to ogarnianie WYDATKÓW w powyższym.

Można też zając się PRZYCHODEM, to jest im więcej tutaj, tym więcej po drugiej stronie.

To, co Ci zostaje w danym miesiącu, to pewnego rodzaju współczynnik, który powie Ci jak szybko, jesteś w stanie zwiększyć poziom swoich oszczędności, czy inwestycji.

Zwiększanie PRZYCHODU jest zadaniem kreatywnym, pchającym Cię poza sferę komfortu. Ta pierwsza rozmowa o podwyżkę z obecnym szefem. Ten pierwszy side job, przy którym czujesz się jak oszust. Ten pierwszy produkt w sieci, którego się wstydzisz.

A tylko kwestionując swój obecny stan, jesteś w stanie się rozwijać.

Także, jeśli czujesz, że masz bałagan, ogarnij planowanie wydatków. Jeśli nie ma bałaganu, zacznij "kombinować".