Piękne samochody, spacery i szkoła podstawowa.

Co dzień rano odprowadzam córki do szkoły. Ot, normalna rutyna rodzica.

Jest to szkoła prywatna, niezbyt droga, jednakże wystarcza, by pooglądać sobie piękne samochody. Land Rovery, Lexusy, a w zeszłym roku było nawet Ferrari.

Byłem w takim miejscu, że spoglądałem na to z nutą zazdrości. Zazdrość to ciekawa emocja, bo nie lubimy być zazdrośni, często ciężko ją nazwać. Zwłaszcza facetom, którzy nie umieją w emocje.

Po pewnym czasie ta zazdrość przeszła na drugą stronę (z zewnętrza do wewnątrz): "Coś robię nie tak."

Nadal nie idealnie, ale wyraźny postęp. Zamiast pod wpływem zazdrości, frustrować się na ludzi, którzy jeżdżą Ferrari, zacząłem sobie zadawać pytania.

"Skoro oni mogą, to ja też mogę." To była kolejna myśl, a jeszcze kolejna: "Ale, czy chcę?"

I tak często jest, że z tymi naszymi emocjami niekoniecznie chodzi o konkretne obiekty, ale przekazują wiadomość.

Wiadomość była oczywista po głębszej analizie: nie radzisz sobie tak, jak powinieneś; gdzieś są braki; gdzieś coś Cię ogranicza.

Każdy ma swoje blokady. Polecałbym się przyjrzeć temu, co się czuje.

Jest jeszcze jeden wyraźny błąd w tej logice. Widzicie, często zakładamy, że jak ktoś ma to Ferrari, czy Porsche to sobie dobrze radzi finansowo.

To nie tak.

Jedyną informację, którą można wyciągnąć z takiej obserwacji, jest fakt, że kogoś stać na takie auto. To jest: jeśli auto kosztuje 1 milion, to ktoś ten 1 milion miał, ale już nie ma. Ewentualnie stać go na ratę leasingu. Nie da się na tej podstawie wywnioskować, ile ten ktoś ma na koncie i jak działają jego przepływy finansowe.

A równie prawdopodobny scenariusz jest taki, że taki ktoś żyje od pierwszego do pierwszego i zmaga się z olbrzymim stresem, bo jego zobowiązania są za duże.

No ale przecież lubimy marzyć :)

Buduj po swojemu, w swoim tempie, mając na horyzoncie rzeczy, które są dla Ciebie ważne. Jeśli to Ferrari to ja nie mam nic przeciwko.